Autor: Peter Crenshaw
Źródło: The Remnant
Publikacja: 28 marca 2014 r.
Jeśli wszystkie religie mogą prowadzić do Boga i nie może być dusz w piekle, czy nie można zatem stwierdzić że wszyscy mężczyźni i kobiety w rzeczywistości cieszą się już wieczną szczęśliwością? A jeśli tak by było, oczywiście sprawiłoby to, że kanonizacja byłaby całkiem zbędna. Co dokładnie ma na myśli posoborowy Watykan, kiedy mówi o zbawieniu, świętości i kanonizacji? Adwokaci diabła zewsząd chcieliby się tego dowiedzieć.
Z każdym kolejnym dniem zbliżamy się coraz bardziej do zaplanowanych kanonizacji błogosławionych Jana XXIII i Jana Pawła II. Większość katolików, nieświadomych prawdziwego znaczenia tego wydarzenia, nie może się doczekać światowego uczczenia tych dwóch popularnych papieży. Jan XXIII jest zapamiętany przez starsze pokolenie jako „Dobry papież Jan” – przydomek nadany ze względu na jego kochające postępowanie i pochwałę medialną za otwarcie Kościoła na świat.
Podobnie Jan Paweł II był i nadal jest bardzo popularny ze względu na swoją osobistą charyzmę, podróże dookoła świata i Światowe Dni Młodzieży. W ten sposób rozwinął się swego rodzaju kult osobowości obu tych ludzi. W przypadku błogosławionego Jana Pawła II zapał na rzecz jego kanonizacji nie opadł od czasu jego śmierci w 2005 roku.
Jednakże, odkładając na bok osobistą popularność na świecie, pojawiają się zaraz poważniejsze pytania na temat tego, czy którykolwiek z tych ludzi spełnia tradycyjne normy beatyfikacji, czy kanonizacji. Wynika to z bezprecedensowych i nowinkarskich działań obu papieży, a także niezaprzeczalnie katastrofalnych owoców ich pontyfikatów. Nawet Watykan rozpoznał problematyczne kwestie pontyfikatu bł. Jana Pawła. 1 kwietnia 2011 roku kard. Angelio Amato, prefekt Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych, uczynił bezprecedensowy krok wyjaśniający przyczyny beatyfikacji Jana Pawła II:
The Remnant Newspaper podsumował te niepokojące pytania dotyczące beatyfikacji Jana Pawła II w oświadczeniu dotyczącym zbliżającej się beatyfikacji papieża Jana Pawła II 21 marca 2011 r. Oświadczenie zebrało tysiące podpisów w mniej niż miesiąc i ostatecznie zostało przedstawione kard. Angeli Amato, prefektowi Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych.
Dewolucja procesu kanonizacyjnego
Od czasu wydania przez Jana Pawła II w 1983 roku nowych procedur beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych, były one starannie badane w różnych publikacjach. Zasadniczo, nowe procedury Jana Pawła II wymazały te poprzednie, liczące sobie 400 lat od czasów Sykstusa V, papieża, który przedstawił „Adwokata diabła” w celu zdobycia pewności, że sprawa każdego kandydata zostanie gruntowanie przebadana. Prawa kanonizacyjne Sykstusa V rozwinęły się w ciągu ostatnich 350 lat, od czasu kiedy Grzegorz IX po raz pierwszy przeprowadził dochodzenia w sprawie życia i cudów dokonanych przez kandydatów. Te dochodzenia były potrzebne w odpowiedzi na błędne beatyfikacje, które zostały skandalicznie ogłoszone przez lokalnych biskupów.
Po tym jak Paweł VI „uprościł” procedury kanoniczne w latach 60-tych XX wieku, Jan Paweł II nie tylko poddał je ponownej „rewizji”; on je unieważnił (zastąpił) całkowicie swoimi własnymi. Jan Paweł II przywołał przy tym wcześniejsze, organiczne zmiany norm kanonizacji jakie miały miejsce przez stulecia, tak jak Paweł VI wymieniał zmiany dotyczące Tradycyjnej Mszy św., jako pretekst do przeprowadzenia własnych „zmian”. Z tym wyjątkiem, że zamiast starać się budować na istniejącym systemie, „zmiany” Jana Pawła II zniszczyły poprzedni system.
Pośród wielu różnych modyfikacji, Jan Paweł II wyeliminował mające 400 lat stanowisko Adwokata diabła, drastycznie skrócił czas, w którym kandydat musiał oczekiwać zanim mógł się rozpocząć jego proces kanonizacyjny i przesunął znaczną większość tego procesu z powrotem w dół na poziom diecezji i biskupów, gdzie znajdował się przed czasami Grzegorza IX. A zatem „zmiany” Jana Pawła II zabrały nas ponownie ku procesom kanonizacyjnym prowadzonych przez biskupów w latach 1200-nych – do czasów, kiedy diecezja w Szwecji kanonizowała raz pijanego mnicha, który został zabity w pijackiej burdzie.
W związku z tą dewolucją [przekazanie władzy organom niższego stopnia – przyp. tłum] procedury kanonizacyjnej Kościoła Katolickiego budzą się wątpliwości odnośnie wiarygodności nowego i ulepszonego procesu i tego, czy papieskie kanonizacje oparte na tak usprawnionej procedurze są wciąż nieomylne. Jedno ze szczegółowych opracowań na ten temat, napisane przez ks. Jeana-Michela Gleize’a SSPX, można znaleźć w tym miejscu. Badania, takie jak te, stanowią istotny wkład w próbie zrozumienia tej kwestii z perspektywy teologicznej i kanonicznej. Zastanawiam się jednak, czy ten problem nie może być rozwiązany na znacznie bardziej fundamentalnym poziomie.
Święty luterański?
Pomimo całej perswazji argumentów kanonicznych, teologicznych i doktrynalnych dotyczących tego, czy nadchodzące kanonizacje są nieomylne, wszystkie one wydaje się mieć jedno, zasadnicze założenie: że papież Franciszek rozumie koncepcję świętości zgodnie z Tradycją Kościoła i zamierza nadać taką świętość w dniu 27 lipca 2014 roku. Ale czy jest to bezpieczne założenie?
Rozważ następujące oświadczenie papieża Franciszka, udzielone podczas rozmowy z Andrea Torniellim 10 grudnia 2013 roku:
Franciszek wydaje się być bardzo otwarty na możliwość beatyfikacji i potencjalnej kanonizacji luterańskiego pastora. Papież może się odnosić do sprawy luterańskiego pastora Karla Friedricha Stellbrinka. Stellbrink i trzej, katoliccy księża zostali ścięci w krótkich odstępach czasu w wyniku wypowiedzenia się przeciwko nazistowskiemu reżimowi w Niemczech. Sprawy beatyfikacyjne trzech katolickich księży poszły naprzód za Benedykta w 2011, ale nie w przypadku Stellbrinka. Stworzyło to pęknięcie w relacjach z niemieckimi luteranami:
Czyżby Franciszek mógł być człowiekiem, który w końcu wyniósłby Stellbrinka na ołtarze w wielkim, ekumenicznym geście? Czy kanonizowaniem Jana XXIII, człowieka, który zwołał Sobór Watykański II i Jana Pawła II, który przewodniczył najbardziej ekumenicznemu pontyfikatowi w historii, utorował sobie do tego drogę? W końcu, kiedy ci papieże są świętymi, czy nie powinniśmy pójść za ich przykładem?
Święty Martin Luther King?
Bez względu na to, czy Franciszek podejmie ten krok, wielu biskupów katolickich, kapłanów i wiernych już czci niektórych niekatolików jako de facto świętych, stawiając nawet ten „obowiązek” ponad widocznie mniej ważne obowiązki, takie jak przeciwstawianie się rzezi nienarodzonych. W 2010 roku kard. Daniel DiNardo pełnił funkcję szefa Departamentu Pro-Life w ramach USCCB [Konferencji Episkopatu USA – przyp. tłum.] oraz funkcję arcybiskupa archidiecezji Galveston-Houston. W tym samym roku Planned Parenthood wydało 26 milionów dolarów na siedmiopiętrowy budynek położony w odległości trzech mil od konkatedry kardynała, który miał służyć jako klinika aborcyjna. Według Houston Coalition for Life ten kompleks jest największym obiektem aborcyjnym na półkuli zachodniej.
W styczniu 2010 r. liderzy organizacji pro-life zorganizowali pierwszy duży protest w Martin Luther King Day, nawiązując do faktu, że placówka została zbudowana na obszarze zamieszkanym w przeważającej większości przez Latynosów i czarnoskórych, co umożliwiało Planned Parenthood skuteczne nakierowanie kobiet z mniejszości etnicznych na aborcję. Różni Afroamerykanie i liderzy mniejszości religijnych uczestniczyło w proteście na cześć dziedzictwa dr Kinga. Ponadto wzięło w nim udział wielu innych przywódców religijnych oraz organizacji pro-life wraz z mówcami. Liczba protestujących wynosiła tysiące.
Jednym z czołowych przywódców religijnych z Houston, który nie był obecny podczas protestu, był kard. DiNardo. Jednakże kardynał, szef Departamentu Pro-Life USCCB, znalazł czas, dzień przed protestem, aby odprawić Mszę św. ku czci nie-katolika, Martina Luthera Kinga. W taki sposób archidiecezja reklamowała na swojej stronie internetowej tamto wydarzenie:
Tancerze wystąpią tuż przed rozpoczęciem Mszy św. o godz. 15.
W ten sposób kardynał, szef Departamentu Pro-Life USCCB i główny pasterz katolickiej trzody w Houston, wybrał odprawienie katolickiej Mszy ku czci niekatolickiego lidera religijnego, jednocześnie nie przyłączając się do wyznawców tego protestanckiego przywódcy religijnego, jak również do swoich podopiecznych katolików, protestujących przeciwko powstaniu wartej 26 milionów dolarów kliniki aborcyjnej, znajdującej się trzy mile od jego własnej katedry. Dwa lata później, w listopadzie 2013 roku, ten sam kardynał DiNardo, został nagrodzony przez swoich konfratrów w taki sposób, że wybrali go na wiceprezydenta USCCB.
Jeśli ktoś uważa, że duchowni katoliccy honorujący dr Kinga albo inne, protestanckie postacie, jak świętych, są rzadkością, to najwyraźniej nie asystował przy chociażby jednej z tysiąca podmiejskich Mszy folkowych Novus Ordo w USA, w których „przewodniczyli” liberalni księża optujący za „sprawiedliwością społeczną”. Rozważ to pytanie przesłane przez katoliczkę z Missouri do EWTN:
Chociaż ekspert EWTN nie sądził, że ta praktyka jest szczególnie dobrym pomysłem, jednak kolejne pytanie, które otrzymał w tym temacie, spowodowało, że przeprowadził pewne badania w tej sprawie. Ostatecznie odkrył list Komisji Ekumenicznej Centralnego Komitetu Wielkiego Roku Jubileuszowego 2000 z 1998 roku zaadresowany do komisji krajowych, który jest do znalezienia na stronie Watykanu. List stwierdza:
Świadectwo wiary dane przez chrześcijan, nawet aż do przelania ich krwi, zasługuje na szczególną uwagę w związku z Jubileuszem. To świadectwo stało się wspólnym dziedzictwem katolików, prawosławnych, anglikanów i protestantów. Wspólnota chrześcijańska nie może pozwolić, by zginęła pamięć o tych świadkach Chrystusa, ponieważ demonstrują oni obecność i skuteczność Ducha Świętego w różnych Kościołach i wspólnotach eklezjalnych. Ten głos z ‘communio sanctorum’ jest głośniejszy i bardziej przekonujący niż elementy podziału. Pamięć o ich świadectwie i wierze jest obietnicą nadziei na przyszłość. W tym celu może być przydatne opracowanie „wspólnego kalendarza” albo „ekumenicznego martyrologium”, kompendium chrześcijan – katolickiego, prawosławnego, anglikańskiego, protestanckiego – którzy złożyli świadectwo o Chrystusie, naszym Zbawicielu, czasami nawet przelewając swoją krew.
A później, pod znaczącym podtytułem „komunia świętych”, stwierdza:
W wielu miejscach chrześcijanie uznawali pośród swoich męczenników i wzorowym wyznawców wiary, nadziei i miłości – zarówno mężczyzn, jak i kobiety. Niektórzy z nich, tacy jak Franciszek z Asyżu, Rublow, Jan Sebastian Bach, msgr Romero, Elżbieta Seton, męczenniczka Anuarita z Zairu i Martin Luther King, zostali z różnych powodów uznani poza granicami wyznaniowymi. Grupy ekumeniczne mogą przyjrzeć się przykładowi niektórych z tych świadków, aby wskazać, w jaki sposób można wyróżnić dzieło Ducha Świętego i jaka może być ich rola w krzewieniu pełnej komunii.
Co więcej, Komisja „Nowym Męczenników” w ramach Komitetu Wielkiego Jubileuszu „dostarczyła listę męczenników i świadków wiary z przedstawicielami wielu wyznań chrześcijańskich”. Chociaż ekspert EWTN przyznaje, że nazwisko dr Kinga było na tej liście, zapewnia czytelników, że „nie był wyraźnie wymieniony w wydarzeniu z udziałem Ojca Świętego”. Możesz zapytać: było wydarzenie z udziałem Ojca Świętego (Jana Pawła II)? Tak, było.
„Ekumenizm świadków wiary” Jana Pawła II
Jan Paweł II w ramach tego wydarzenia podczas swojej homilii wyraził następujące stwierdzenie:
W naszym wieku „świadectwo dawane Chrystusowi aż do przelania krwi, stało się wspólnym dziedzictwem zarówno katolików, jak i prawosławnych, anglikanów i protestantów” („Tertio Millennio Adveniente” 37). I jest ich tak wielu! Nie wolno o nich zapominać, należy pamiętać o nich, a ich życie udokumentować. (…) Obecność przedstawicieli innych Kościołów i wspólnot kościelnych nadaje dzisiejszej uroczystości szczególne znaczenie i wymowę w tym Roku Jubileuszowym 2000. Pokazuje to, że przykład bohaterskich świadków wiary jest naprawdę cenny dla wszystkich chrześcijan. W XX wieku prawie wszystkie Kościoły i wspólnoty kościelne miały do czynienia z prześladowaniami, które jednoczyły chrześcijan w ich miejscach cierpienia, czyniąc ich wspólną ofiarę znakiem nadziei na czasy, które jeszcze nadejdą. (…) Ci bracia i siostry w wierze, ku którym zwracamy się dzisiaj z wdzięcznością i czcią, stoją jako rozległa panorama chrześcijańskiej ludzkości w XX wieku, panorama Ewangelii Błogosławieństw, żyjąca nawet do przelania krwi. (..) „Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne”. (J 12,25) (…)
Drodzy Bracia i Siostry, cenne dziedzictwo, które nam przekazali ci dzielni świadkowie, jest dziedzictwem wszystkich Kościołów i wspólnot kościelnych. Jest to dziedzictwo, które przemawia mocniej niż wszystkie przyczyny podziału. Ekumenizm męczenników i świadków wiary jest najbardziej przekonywujący spośród wszystkich; chrześcijanom XXI wieku pokazuje drogę do jedności. Jest to dziedzictwo krzyża przeżywane w świetle Wielkanocy: dziedzictwo, które wzbogaca i wspiera chrześcijan, gdy idą ku nowemu tysiącleciu.
„Ekumenizm męczenników”? „Ekumenizm świadków wiary”? Jeśli „św. Jan Paweł II” stanie się rzeczywistością, Franciszek będzie mógł użyć tych słów jako wezwania do kanonizacji niekatolickich męczenników i świętych. Czy jest lepszy sposób, aby przejść na „ścieżkę do jedności”?
Aby nie być przelicytowanym w sprawie „jedności”, wydaje się że inny papież w równaniu kanonizacyjnym, Jan XXIII, może zostać nazwany jej patronem! W artykule z 24 marca 2014 r. zatytułowanym „Św. Jan XXIII, patron chrześcijańskiej jedności?”, Vatican Insider donosi:
Istotnie, ekumeniczna gorączka szybko się rozprzestrzenia. Ks. Kenneth Doyle, prominentny publicysta gazety diecezji południowo-wschodniej Indiany posunął się już znacznie do przodu w tej grze. 11 marca stwierdził, że nie tylko „nie ma problemu” w modleniu się za wstawiennictwem takich bohaterów, jak baptysta Martin Luther King i luteranin Deitrich Bonhoeffer w swojej prywatnej modlitwie, ale także nie widzi problemu w modleniu się za wstawiennictwem Gandhiego, podobnie jak w przypadku zmarłych członków własnej rodziny.
W takich przerażających momentach często warto zwrócić się do neokatolickiego bastionu ortodoksji, Catholic Answers, aby upewnić się , że coś takiego nie może się wydarzyć. Niestety, to co znalazłem, nie było uspokajające. Kiedy apologetycznemu „ekspertowi” Catholic Answers zadano pytanie: „Czy niekatolik może być kanonizowany przez Kościół Katolicki?” Ekspert odpowiedział w następujący sposób:
Soborowa koncepcja świętości
Co to wszystko oznacza? Myślę, że oznacza to konieczność sformułowania przez nas pytania, czy posoborowa koncepcja kanonizowanej świętości jest identyczna z odwieczną katolicką koncepcją kanonizowanej świętości. Jeśli bowiem papież Franciszek i neokatolickie „magisterium” widzą kanonizowanie niekatolików jako realną możliwość, to całe ich pojęcie „świętości” samo w sobie musi być podejrzane.
Jeśli 27 kwietnia 2014 roku papież Franciszek ogłosi, że Jan Paweł II jest „świętym”, ale przez „świętego” ma na myśli „ekumenicznego świadka wiary”, którym równie dobrze mógłby być ktoś taki, jak baptysta Martin Luther King albo luteranin Dietrich Bonhoeffer, czy wtedy prawdziwie zamierza użyć papieskiej nieomylności do związania tego, co Kościół zawsze wiązał w kanonizacji? Czy raczej formalnie rozpoznaje ekumeniczne przykłady tych, których życie wydaje się mu godne naśladowania? Jak sam papież Franciszek stwierdził, jednym z powodów dla którego kanonizuje Jana XXIII jest „współczesna adekwatność jego ekumenicznej wizji”.
Soborowa koncepcja nieomylności
W Encyklopedii Katolickiej czytamy:
Dlatego powinniśmy również zapytać, czym jest soborowa koncepcja nieomylności. Czy jest to kolegialna koncepcja nieomylności, odrębna i niezależna od katolickiego pojęcia, które łączy nieomylność bezpośrednio z urzędem papieskim? Co więcej, czy w tej ekumeniczno-posoborowej erze, w której nieomylność nigdy nie jest przywoływana, Franciszek uważa deklaracje kanonizacyjne za prawdziwie nieomylne w katolickim rozumieniu tego terminu? A co z kanonizowanymi w przeszłości świętymi pre-soborowego Kościoła, którzy są teraz „zawstydzeniem” dla posoborowych, ekumenicznych papieży? Czy Franciszek powiedziałby swoim anglikańskim, prawosławnym i protestanckim braciom i siostrom, że kanonizacje tych bardzo „nieekumenicznych”, pre-soborowych świętych były nieomylnie poprawne? A jeśli nie, to jak mógłby wierzyć, że jego własne kanonizacje są nieomylne?
Soborowa koncepcja zbawienia
Co więcej, jeśli kanonizowani święci muszą być w Niebie, wchodzi w grę kwestia zbawienia. Czy posoborowa koncepcja zbawienia jest identyczna z katolicką? Jednym z testów, mogłoby być sprawdzenie, czy Franciszek albo inni, posoborowi papieże, naprawdę zgadzają się z Piusem XI, gdy potępił następujące twierdzenia jako błąd:
Czy potępienia tych twierdzeń brzmią w jakikolwiek sposób zgodnie z ideą zbawienia przyszłego „świętego” Jana Pawła II wyrażoną podczas środowej audiencji w 1999 roku:
Podobnie jak Jan Paweł II, kapłani tacy jak ks. Robert Barron, czy biskup Michael Olson, obaj uważani za ortodoksyjnych w konserwatywnych kręgach, są bardzo otwarci na ideę, że Piekło jest pozbawione ludzkich dusz. Trzymając się tego soborowego poglądu o możliwości powszechnego zbawienia, łatwo jest dostrzec jak „ekspert” Catholic Answers albo papież Franciszek nie mieliby problemów z kanonizacją niekatolika, ponieważ jest on prawdopodobnie tak samo w Niebie, jak wszyscy inni. Poza tym mogliby stawiać za wzór tych kanonizowanych niekatolików jako dobry przykład ludzkich i naturalnych cnót.
Jednakże dla katolików te twierdzenia o zbawieniu i świętości są całkowicie anatemą. Chociaż Kościół nie lekceważy teoretycznej możliwości tego, że niekatolicy pozostający w nieprzezwyciężalnej ignorancji mogą zostać zbawieni, to jednak ma na to zaledwie „dobrą nadzieję”, ponieważ jedyne niezawodne i pewne środki, które umożliwiają zbawienie, zostały przekazane mu [Kościołowi Katolickiemu – przyp. tłum] przez Jezusa Chrystusa. Tak więc dla katolika idea papieża kanonizującego niekatolika byłaby całkowicie niemożliwa. Czyniąc to, papież wykroczyłby poza to, że istnieje możliwość zbawienia niekatolików, aby powiedzieć, że zbawienie niektórych niekatolików jest nieomylnie pewne.
Idąc dalej, cała przesłanka istnienia kanonizowanej świętości zawsze opierała się na koncepcji męczeństwa dla jedynej, prawdziwej wiary katolickiej, heroicznej cnoty i świętości w ramach jedynej prawdziwej wiary katolickiej. Jan Paweł II mówił o „ekumenizmie męczenników”, a Franciszek mówi o „ekumenizmie krwi”, tak jakby Kościół nauczał, że niekatolicy, którzy zostali zabici z cnotliwych powodów, są z pewnością i natychmiast zbawieni. To nie przypadek. Jak uczy Sobór Florencki:
Nikt – jakichkolwiek by jałmużn nie udzielał, nawet gdyby dla imienia Chrystusa przelał swą krew – nie może być zbawiony, jeśli nie pozostaje w łonie Kościoła katolickiego i w jedności z nim (Papież Eugeniusz IV, Florencja, Cantate Domino, Sesja 11, 4 lutego 1442 roku).
Podobnie, wielu wielkich świętych wypowiedziało się przeciwko idei ekumenicznych chrześcijańskich męczenników:
Prawdziwi męczennicy znajdują się tylko w Kościele Katolickim; ponieważ istnieje tylko jedna prawdziwa wiara, istnieje tylko jedno prawdziwe męczeństwo. – Św. Ireneusz z Lyonu
Heretycy albo schizmatycy, znajdujący się poza Kościołem, odcięci od jedności i miłości, chociaż mogą zostać zabici dla imienia Chrystusa, nie mogą być ukoronowani w śmierci. – Św. Cyprian
Tak więc papież Franciszek nie może zakładać, że niekatolik zabity w imię Chrystusa zostaje automatycznie zbawiony, a tym bardziej, że dostąpią tego niekatolicy, którzy zostali zabici z powodu cnotliwego życia.
Dlatego jest pewne, że żadna, prawdziwie katolicka koncepcja kanonizowanej świętości nie może obejmować niekatolików. Katoliccy święci mają być heroicznymi przykładami tego, do czego my, wierni, powinniśmy dążyć, aby ocalić nasze dusze. Święci nie byli tylko katolikami w rdzeniu, ale byli zbudowani na tym solidnym fundamencie, aby osiągnąć duchowe wyżyny. Pomysł przedstawienia niekatolika jako przykładu zbawienia własnej duszy byłby nie tylko uznany jako nie do pomyślenia, ale także jako bluźnierczy, w jakimkolwiek momencie historii Kościoła przed naszym własnym.
Konkluzja
W ostatecznym rozrachunku problem jest znacznie poważniejszy i straszniejszy niż ten, czy papież Franciszek postawi kropkę nad „i” 27 kwietnia 2014 roku. Problem leży u samych korzeni tego, co znaczy być „świętym” i być „zbawionym” w Kościele Katolickim. Ostatecznie może się okazać, że nadchodzące kanonizacje 27 kwietnia, jak i liczne inne, soborowe kanonizacje, zostaną uznane w przyszłości za nieważne. A jeśli tak się stanie, to wątpliwe, że zostaną one takimi ogłoszone z powodu braków proceduralnych lub dotyczących formy. Zamiast tego będzie to uzasadnione tym, że znaczna część wiernych, księży, biskupów i kardynałów aż do papieża włącznie po prostu całkowicie utraciła poczucie tego, co znaczy prawdziwa katolicka świętość.
Tłumaczenie: Piotr Błażejczak