Katolicka Francja powstaje: dziesiątki tysięcy ludzi na francuskiej pielgrzymce poświęconej Matce Bożej Fatimskiej

Autor: Michael Matt
Źródło: The Remnant

Miałem 24 lata, kiedy po raz pierwszy pielgrzymowałem z Paryża do Chartres we Francji. Byłem młody, a na świecie oczywiście panował bałagan, jednak w zdecydowanie mniejszym stopniu niż teraz. Ludzie z łatwością się uśmiechali. Świat nie był tak zblazowany.

Teraz zdaję sobie sprawę, że dobrze jest w prerogatywie zrzędliwych i starych mruków myśleć, że świat jest dzisiaj czarniejszy i smutniejszy, niż w przeszłości, kiedy chodziło się codziennie pod górę do szkoły podczas zamieci śnieżnej. Ale jest inaczej. Naprawdę jest gorzej niż wtedy i myślę, że jest to fakt statystycznie udowodniony.

Nic nie jest takie, jak przedtem.

Kiedy przyjechałem na pielgrzymkę w 1991 roku, była to wciąż podróż na drugą stronę świata, do miejsca, które ma swoją własną kulturę, język i walutę. Było to w rzeczywistości obce państwo w prawdziwym tego słowa znaczeniu. McDonald’s w Paryżu? Ta, jasne!

Pamiętam problemy związane z dzwonieniem do domu. Zwykle było to powiązane ze stosem monet, budką telefoniczną i spacerem o północy. Kiedy teraz dzwonię do mojej żony z Paryża, wyciągam telefon i mówię mechanicznie: „Siri, zadzwoń do domu”. I to wszystko. Brzmię, jakbym był kompletnym szaleńcem, prosząc mój mały startrekowy komunikator, aby zadzwonił dla mnie do domu, ale tak to teraz wygląda. Kolejną oznaką postępu naszej cywilizacji są ludzie, którzy zachowują się jak szaleńcy.

Występował również problem z językiem. W tamtym czasie nie mówiłem po francusku i niewielu Francuzów znało angielski. Więc na lotnisku coś tam próbowaliśmy gaworzyć, patrząc jednocześnie, czy któryś z tych znających angielski przypadkiem nie wylądował. Było zabawnie, ale dzisiaj już tego nie ma. Aktualnie znam trochę francuski, ale rzadko go potrzebuję, od kiedy we Francji każdy mówi po angielsku, zwłaszcza w Paryżu. Jeśli masz akurat taki zamiar (pozbawiony wyczucia kulturowego), to możesz zamówić kawę w Starbucksie na Champs-Elysees po angielsku i uzyskać dowolny smak Nowego Porządku Światowego, który najbardziej lubisz.

Były również francuskie franki i wymiana walut. Nie było niezwykłym dla początkującego podróżnika w desperacji po prostu otworzyć portfel i poprosić kupca, aby wyciągnął wszystko, ile jest konieczne do zakończenia transakcji. Było to dużo łatwiejsze (nawet jeśli wychodziło drożej). Dzisiaj, jeśli chcesz coś kupić, użyjesz oczywiście swojej karty kredytowej, ponieważ Wielki Brat nie chce żebyś bez niej wychodził z domu. I tak się dzieje.

I jest też mały problem terroryzmu. W czasie, kiedy po raz pierwszy przyleciałem do Francji, mógłbym wejść na pokład samolotu ze strzelbą w dłoni, tak długo, jak miałbym ją niezaładowaną w pokrowcu. W dzisiejszych czasach pasażer, aby dostać się do strefy bramek, musi zdjąć swoje buty, pasek, kurtkę i przejść przez skaner całego ciała. A jeśli pożartujesz sobie na temat broni, swoje wakacje spędzisz siedząc naprzeciw gości celujących z niej do ciebie.

Atmosfera międzynarodowych podróży naprawdę przypomina coś w stylu Roku 1984. Wielki Brat jest wszędzie – obserwowanie, monitorowanie, skanowanie. Nie możesz od niego uciec, ale co gorsza, czujesz się dziwnie komfortowo dzięki wszechobecności jego wszystko-widzącego oka, wiedząc że jest wszystkim, co stoi między tobą, a Ponurym Żniwiarzem w kamizelce dynamitowej. Światowe lotniska są wypełnione obywatelami odczuwającymi wdzięczność wobec Wielkiego Brata, włącznie z tą garstką, która nienawidzi wszystko to, kim jest i wszystko to, co za nim stoi.

Lotniska po obu stronach Atlantyku są patrolowane przez żołnierzy Nowego Nieładu – ponure małe plutony, składające się zwykle z jednej kobiety a la Madame Defarge i dwóch mężczyzn z karabinami maszynowymi w pogotowiu. Nowy Porządek Światowy będzie porządkiem, nawet jeśli trzeba będzie zastrzelić wszystkich, aby go ustanowić. W końcu w przeszłości świat był terroryzowany przez naprawdę straszne rzeczy, takie jak hiszpańska inkwizycja, ojojoj!

Latanie przyjaznymi niebiosami nie jest takie, jak być powinno, chyba że kiedyś byłeś w więzieniu, w tym wypadku poczujesz się jak w domu.

Więc rzeczywiście mogę być zrzędą, ale to nie oznacza że nie podchodzimy w sposób pozytywny do post-apokaliptycznego świata, takiego, którego do tej pory nie doświadczyła żadna poprzednia generacja w historii ludzkości, nawet jeśli Volory są teraz nieco szybsze (ukłony w stronę Msgr. Bensona). [nawiązanie do dystopijnej powieści Władca świata autorstwa Roberta Hugh Bensona – przyp. tłum.]

Bóg przepadł, a broń i zabójcze maszyny są istotnymi elementami utopijnej i międzynarodowej cywilizacji miłości.

Więc sposób dotarcia do Francji zmienił się raczej w drastyczny sposób w ciągu tych 26 lat. I z upływem każdego roku organizatorzy pielgrzymki do Chartres podejmują coraz większe środki ostrożności na starcie 5-milowej kolumny pielgrzymkowej. Rozpoczęcie ma miejsce na ulicach Paryża – miasta, które w ciągu 26 lat przeszło z francuskiej większości do muzułmańskiej, z dziedzictwem chrześcijańskim, które przeszło drogę francuskiego franka, z angielskimi znakami drogowymi w każdym miejscu i patriotyzmem zrównanym z faszyzmem i nienawiścią. To nie jest już Paryż waszych babć.

Z drugiej strony, francuski Front Narodowy, w tym samym czasie, przeszedł transformację od maleńkich gęgających odmieńców, „neonazistów” (ależ oczywiście!) i monarchistów, którzy mogli być bezpiecznie ignorowani przez europejskie elity władzy, do ważnej partii, która zajęła drugie miejsce we francuskim wyścigu prezydenckim. Kto by to przewidział 26 lat temu, kiedy pierwszy raz szedłem w pielgrzymce do Chartres? Nikt! To duża sprawa i pomimo wczorajszej przegranej [artykuł ukazał się dzień po wyborach prezydenckich we Francji – przyp. tłum] stanie się jeszcze większa, dopóki nieudolność i narodowe samobójstwo pozostają główną siła polityczną władzy Francji. Żeby tylko Front Narodowy pozostał tak skrajnie konserwatywnym, za jakiego uważają go żyjący w swoim świecie europejscy sekularyści.

Wciąż, pomimo terroryzmu, ciągłych zmian politycznych i stref zakazanych [strefy niedostępne dla nie-muzułmanów – przyp. tłum.], pielgrzymka corocznie staje się coraz mocniejsza, większa i nieprzepraszająco katolicka. To co pozostało z katolickiej Francji nie powstrzymuje się od naruszania Nowego Porządku Światowego, gdyż to co z niej zostało jest rosnącą i kwitnącą mniejszością tradycyjnych katolików, którzy uważają obwieszczenie królowania Chrystusa, łacińską Mszę św. i dużą rodzinę katolicką za jedyny sposób, aby uczynić ponownie Francję francuską.

Pielgrzymka do Chartres składa się z setek tak zwanych les chepitres albo „grup” – sekcji około 50 pielgrzymów, zazwyczaj z tej samej parafii albo organizacji katolickiej. Powstają różne nowe grupy, w tym niezwykle żywa, złożona z przesiedlonych irackich chrześcijan. W ubiegłym roku powstała grupa złożona z nie-katolików, katolików, którzy odpadli od wiary, a może nawet kilku ateistów. Skąd oni się wzięli?

Więc tak: co roku, gdy długie kolumny przechodzą przez Paryż, miejscowi w oknach i przed sklepami patrzą w osłupieniu na widok tych katolickich rzeczy. Patrzą na pielgrzymów z całej Europy niosących rzeźbę Matki Boskiej na swoich ramionach, niosących Sacre Coeur, modlących się różańcem i śpiewających stare, katolickie hymny. Ciekawość jest ogromna.

Ta więc w zeszłym roku pewien obrotny facet z organizacji Notre-Dame de Chretiente wpadł na pomysł żeby wciągnąć przyglądających się i zaprosić ich do udziału w pielgrzymce, bezpłatnie, aby lepiej zrozumieli ten ogromny spektakl, który odbywa się co roku w ich sąsiedztwie w weekend Zesłania Ducha Świętego.

Po przeprowadzeniu selekcji w celu ustalenia dobrej woli, znalazło się wystarczająco dużo ciekawskich widzów, tak że można było utworzyć osobną grupę dla chcących być pielgrzymami, wielu z nich powróciło w tym roku. Ktoś znalazł czas, żeby spojrzeć na nich, stojących w swoich oknach i powiedzieć: „Hej, chcesz się dowiedzieć czego brakuje? Pójdź z nami”. I dzięki łasce Bożej to zadziałało.

To właśnie, w swojej istocie, ma na celu pielgrzymka do Chartres – publiczną demonstrację katolickiej wiary i katolickich wartości światu, który jest w stanie wojny względem nich. Pielgrzymka do Chartres jest po to, aby mówić światu: Je suis Chretiene!… i szczerze mówiąc guzik nas obchodzi, jeśli się tobie to nie podoba!

W The Remnant od 26 lat gorąco wspieramy to wydarzenie, ponieważ ma takie samo przesłanie również do młodych Amerykanów – „Hej, chcesz się dowiedzieć, co tobie ukradli? Podążaj za nami. Jesteśmy katolikami i jesteśmy z tego dumni!”

Islam mówi młodym muzułmanom, że cały świat ma podążać za Allahem i rozciągają to w taki sposób, że u znacznej części świata rośnie strach przed islamskim przebudzeniem. My, chrześcijanie, też kiedyś tacy byliśmy i musimy stać się takimi ponownie, tylko że z prawdziwym Bogiem, Chrystusem Królem, Panem Historii. Nie ma niczego ważniejszego.

Nie jesteśmy zainteresowani legitymizacją w oczach świata. Nie mamy potrzeby zdobycia aprobaty nowoczesnego Kościoła, który porzucił tradycje Świętego Kościoła Chrystusa. Nasi młodzi ludzie muszą zrozumieć, że świat jest w stanie wojny z Chrystusem, niezależnie od tego czy nasz Kościół chce to przyznać, czy też nie. Starzy niewierni postępują przeciwko naszym krajom i rodzinom, a jedyny sposób, aby ich zatrzymać, to ten z Krzyżem. Nie ma lepszej drogi do domu, jak dołączyć do 15 tys. katolików z całego świata, którzy idą w świętym marszu przez Francję.

Kluczem do przetrwania katolickiej rodziny jest krucjata – walka, aby pozostać oddzielonym od świata pijanego krwią niewinnych i Kościoła, który wyraźnie zgubił drogę. W lepszy sposób niż jakiekolwiek kazanie, pielgrzymka do Chartres pozwala młodym katolikom doświadczyć dokładnie tego, co zostało im ukradzione i dla czego powinni być gotowi oddać swoje życie – nie tylko z obowiązku, ale też z miłości do tego, co utracili i co mogą z powrotem odnaleźć w drodze do Chartres.

Po tych wszystkich latach organizowania grupy amerykańskiej na pielgrzymce do Chartres, przyznaje że jest to praca miłości. Nie jest to łatwe. Organizowanie wydarzenia po drugiej stronie Atlantyku jest wyzwaniem. Nie zarabiamy na tym pieniędzy, poza tym, żeby opłacić własną drogę do i z Francji. Tego roku będziemy mieć więcej niż 85 pielgrzymów. Będziemy również pomagać drugiej grupie amerykańskiej ze stanu Washington, która będzie mieć następnych 40 pielgrzymów. Dołączy do nas 9 tradycyjnych katolików z Malezji, obecnie kraju muzułmańskiego, którzy praktycznie błagali nas, aby pozwolić im pójść z grupą amerykańską, tak żeby mogli nawiązać kontakty, które pomogą im przygotować się duchowo do utrzymania starej Wiary, bez względu na to, co się stanie.

Innymi słowy, pielgrzymka do Chartres jawi się jako wspaniałe miejsce spotkań katolików, którzy rozumieją charyzmat pielgrzymki jako przygotowanie dusz wiernych do walki w zachowaniu starej Wiary. A ludzie mogą w tym również uczestniczyć nie wychodząc z domu. Tego roku będziemy znowu publikować codzienne aktualizacje na stronie internetowej The Remnant (remnantnewspaper.com), wraz z planem modlitwy i medytacji.

W obliczu tego, że katolicka Europa wpada coraz bardziej w sekularystyczny chaos, a plaga islamska rośnie z każdym dniem, szczególnie teraz zapraszam czytelników The Remnant do modlitwy i uczestnictwa. Pielgrzymka do Chartres to nie wczasy, nie parada, nie wypad dla przyjemności. Jest to krucjata pielgrzymkowa, podróż powrotna do serca Christianitas.

W tym roku czytelnikom The Remnant udało się już opłacić koszty 10 młodym amerykańskim pielgrzymom. Lecz wciąż jesteśmy w potrzebie. Tego roku mamy większy zespół, który działa na zasadzie wolontariatu, ale który nadal potrzebuje biletów lotniczych i zakwaterowania. Mamy dwóch kapelanów, kleryka, główną opiekunkę, 6 asystentów i dwóch przewodników. Mój najstarszy syn, Walter, jako wolontariusz dołączył do francuskiego zespołu rozkładającego namioty. Oznacza to, że on i jeszcze jeden inny młodzieniec zrezygnowali z pielgrzymki, aby zamiast tego pomóc zbudować obozowiska dla 15 tys. pielgrzymów – to naprawdę ciężka praca.

Masz wiec teraz mniej obraz tego wszystkiego. The Remnant zobowiązał się do zaoferowania tak dużego amerykańskiego wsparcia dla tej masywnej, tradycyjnie katolickiej operacji, jak tylko to jest możliwe. Niełatwe dzieło, ale dzieło Boga. I wymaga też zaangażowania finansowego – choć nie tak dużego. Trzy dni pielgrzymki spędza się na chodzeniu, noce z kolei na ziemi w namiotach bez podłogi, a racje są mizerne (cienka zupa, chleb i woda). Więc nie ma żadnych małych przyjemności. Każdy przekazany dolar na ten cel będzie przeznaczony na tę sprawę i nadal istnieje możliwość, aby się w to zaangażować.

Darowizny o dowolnej wysokości zostaną przyjęte w zamian za nazwy darczyńców oraz intencje modlitewne, które zostaną umieszczone na Liście Modlitewnej, co oznacza że za każdego darczyńcę będziemy się modlić każdego dnia wspominając konkretne osoby. Ich intencje zostaną zaniesione przez pielgrzymkę do dawnego „dworku” Matki Bożej – Notre Dame de Chartres.

I tego roku, wyjątkowo, wasze intencje zostaną przeniesione głęboko pod starą katedrę, do krypty, gdzie trzymana jest chusta Matki Bożej. Ta krypta, zbudowana przez św. Fulberta z Chartres w 1000 roku, jest najstarszą częścią wielkiej, gotyckiej katedry.

Dołącz do nas, przynajmniej w duchu. Módlmy się za sukces pielgrzymki, która w tym roku jest poświęcona Matce Bożej Fatimskiej. Proszę o pomoc i obiecuję zrobić co w mojej mocy, aby uczcić twoją wiarę i ufność, wykorzystując każdy moment do przygotowania młodych pielgrzymów z Ameryki do walki o katolicką odbudowę i do kontrrewolucji, do której jesteśmy tak rozpaczliwie wzywani. Czas się kończy, a ta pielgrzymka jest jak obóz rekrucki dla Kościoła walczącego.

Dziękuję, niech Bóg wam błogosławi i Vive le Christ Roi!

Tłumaczenie: Piotr Błażejczak