Źródło: One Peter Five
Od redakcji: poniższy list został przekazany nam przez młodego człowieka, który aktualnie przygotowuje się do kapłaństwa w Stanach Zjednoczonych. Niestety, w obecnym klimacie eklezjalnym, nawet wyrażanie tak starannie wymierzonych myśli na temat pewnych trudności, z którymi muszą się zmierzyć klerycy, może doprowadzić do odwetu. Z tego powodu, zgodziliśmy się na zachowanie jego anonimowości.
Chociaż jestem tylko młodym klerykiem, to, czym chciałbym się z wami podzielić, nie jest jedynie moją własną opinią i dywagacją. Ośmielę się stwierdzić, że jest to reprezentatywne dla myśli co najmniej znaczącej mniejszości waszych przyszłych księży. Jeśli Bóg pozwoli, będziemy wzrastać do godności kapłańskiej, co pozwoli nam podążać za cieślą z Nazaretu dokądkolwiek nas poprowadzi, nawet jeśli ma to być Kalwaria.
Katolikom w każdym wieku zostało wyznaczone zadanie przemiany i uświęcenia własnego otoczenia i choć sam ogrom i zakres brudu współczesnego człowieka zapiera dech w piersiach, to grzech sam w sobie nie jest niczym nowym. Fakt, że świeckie społeczeństwo jest dręczone przez ambicję, dezorientację i oszustwo nie powinno być szokujące, bo taka jest natura grzechu. Mówiąc prościej: musimy wybrać między Chrystusem, a chaosem i to da nam zrozumienie, w którym miejscu świat rzeczywiście stoi.
Chciałbym teraz zaznaczyć, że czasami seminaria rzeczywiście bywają zdobyte przez występki świata, zamiast przez cnoty Chrystusa i Świętych. Wspomnę o tym na kilka sposobów.
Ujmę sprawę tak: te refleksje, które chcemy wyrazić jako klerycy, nie są osobistym atakiem wymierzonym w papieża. Mimo że były i są chwile, w których w sposób rozważny wyrażamy niezgodę (niekiedy silnie) wobec pewnych działań papieża Franciszka, to jednak nikt z nas nie spiskuje, aby dosypać mu trucizny do wina. Mam nadzieję, że jest to oczywiste.
Wielu z nas czuje, że kierunek i akcenty obecnego pontyfikatu są fundamentalnie błędne i mogą być podsumowane jednym słowem: światowość. Czy jest to rzeczywistą intencją papieża, czy też nie, trudno jest zaprzeczyć, że Watykan czyni wielkie wysiłki, żeby szukać rzeczy, które są poniżej, a nie odwrotnie, poczynając od schlebiania europejskiej i północnoamerykańskiej prasie lewicowej, aż do zapraszania ludzi z kategorycznie antykatolickich agend, aby wygłaszali przemówienia i konferencje dla Stolicy Apostolskiej. I tak dalej i tak dalej.
Zamiast zajęcia się tym palącym problemem, w seminariach często dochodzi do zniesławiania kleryków, którzy nie wpisują się w wizję nowoczesnego, kosmopolitycznego księdza. Prawdopodobnie już wcześniej słyszeliście tę nieszczęśliwą litanię. Klerycy, którzy ośmielili się kwestionować na przykład tę kwestię, czy rzeczywiście powinni dawać Najświętszy Sakrament ludziom w „złożonych i nieregularnych sytuacjach życiowych” (które to, tak przy okazji, zwykły być nazywane cudzołóstwem) są rozsmarowywani jako rygorystyczni, niepastoralni faryzeusze. Może się to zdarzyć za sprawą naszych przełożonych, ale szczególnie powszechne jest za sprawą kilku, ekhm, „pastoralnych” kleryków przy milczącej aprobacie zwierzchników.
Zniesławianie kleryków jest szczególnie szkodliwą rzeczą, gdyż seminarium jest ze swojej natury miejscem, w którym podlega się ciągłej ewaluacji. Jest to dobre – powinniśmy dobrze sobie radzić we studiowaniu, postępować w formacji duchowej, ludzkich cnotach i tym podobne. Ale kiedy zbłąkany komentarz doprowadza do oskarżenia, hamuje to człowieka w byciu skutecznym kapłanem, nie tylko stawiając kleryka w defensywie, ale również jego przyszłość pod znakiem zapytania. Dlatego ważne jest, aby „wiedzieć z kim się rozmawia” przed popełnieniem poważnego błędu napomknienia o jakichkolwiek obszarach zainteresowań, nawet tylko nawiązujących do tradycji.
Po trzecie, istnieje rodzaj braku miłości, który jest wyraźnie antytezą życia chrześcijańskiego. My, prawowierni klerycy, widzimy to jako problem pochodzący z góry. Niektóre z uwag papieża Franciszka każą wielu z nas myśleć, że jeśli rzeczywiście by nas znał, nie widziałby w nas lojalnych synów, którzy zrezygnowali ze światowych karier i rodzin na rzecz naszych powołań, ale raczej podżegaczy i wichrzycieli, którzy tak naprawdę nie wiedzą, czym jest Kościół.
To jest nie tylko tragiczne, ale też nieszczere. Papież, który stał się niesławny przez mówienie takich rzeczy, jak „Kim jestem, aby osądzać?”, uczynił sobie jednocześnie za nawyk atakowanie hipotetycznych duchownych, którzy ośmielają się nosić sutanny, podkreślają znaczenie Prawa Bożego i promują świętą liturgię. Staje się męczące widzieć swojego ojca duchowego, który rozdziera ciebie przed całym światem, w sytuacji kiedy nawet nie zna twojego imienia. I daje tym sposobem innym kapłanom usprawiedliwienie do ataku na swoich bardziej tradycyjnie myślących młodszych braci, tworząc środowisko nieufności pośród różnych pokoleń księży. Chociaż ten podział nie jest na pewno nowym zjawiskiem, jednak nie da się ukryć, że to napięcie nasiliło się dramatycznie od momentu wstąpienia na tron Piotrowy pierwszego papieża z Ameryki Łacińskiej.
Wszystkie te rzeczy są bardzo niepokojące, ale chciałbym was zostawić z nutą nadziei i ufności. Kiedy świat staje się coraz bardziej niepewny, muszę powiedzieć że większość obecnych plonów wśród kleryków jest absolutnie przekonana o prawdzie Jezusa Chrystusa i już bitewnie przetestowana. Pochodzimy z ekstremalnie zsekularyzowanych (i niestety, często katolickich) publicznych szkół, gdzie niemoralność i polityczna poprawność są postrzegane jako najwyższe cele. Byliśmy potraktowani każdą inwektywą przez naszych rówieśników i byliśmy kuszeni przez pociągające ziemskie przyjemności. Ale dzięki łasce Boga, wielu z nas wytrwało aż do święceń. Zaangażowanie i zapał moich braci, którzy są dalej niż ja, jest inspirujący, a ci, którzy z naszych szeregów zostali już wyświęceni, w tej chwili dają wzrost dla naszego Pana.
Niemniej, nie powinniśmy ukrywać się przed rzeczywistością. Takie rzeczy zdarzają się ludziom, którzy próbują rozeznać swoje powołanie w seminarium. Im bardziej cały Kościół jest świadomy możliwych pułapek dla prawowiernych powołań, tym bardziej gorliwie możemy wszyscy modlić się i prosić o większe siły, aby móc zobaczyć, że o wiele więcej mężczyzn może odebrać to połączenie.
Z tym was zostawię: my, klerycy, możemy się z wami nie spotkać, ale już i tak marzymy, aby ochrzcić wasze dzieci. My już czekamy, aby uwolnić was z waszych grzechów, pocieszyć was w tragicznych momentach, odeprzeć wilki, kiedy do was przyjdą i pokazać wam, że prawdziwie katolickie życie jest dobrym życiem. W skrócie, nie możemy się doczekać, aby być waszymi kapłanami.
Tłumaczenie: Piotr Błażejczak